Archiwum styczeń 2004, strona 1


sty 13 2004 .....................................
Komentarze: 1

Moja siorka sluch jakiejś takiej piosenki hh w której są slowa: "i nie pozwole wiecej by ktoś trafil w moje serce", czy jakoś tak...  ja też nie pozwole, bo nie lubie tego, myśli się caly czas o tej osobie i jak jest jeszcze źle międdzy nimi to jest makabra... nie lubie bardzo tego uczucia.... a nie wiem czemu o tym pisze...

jeszcze nie udalo mi się zrobić nic dobrego, nie udalo mi się podać dalej... szkoda... a przydalo by się...

nie mam oczym pisać... i nic mi się nie chce bo się źle czuje...

esta : :
sty 11 2004 dobro...??
Komentarze: 1

znowu marnuje czas... nie lubie sie!! po co ja marnuję czas?? moglabym robić teraz tyle pożytecznych rzeczy... ale jestm zbyt leniwa i gópia!! nie lubie siebie takiej... musze zacząć zmieniać świat - musze zacząć od siebie!! co ja moge dziś dobrego zrobić... ?? może zaczne od maylch rzeczy...?? takich prostych na miare moich możliwości... przecież odrazu nie moge pomóc biedakom z afryki... ale chyba najpierw powinnam pomóc sobie... ale przecież nigdy nie będę szczęśliwa uszczęśliwiając tylko siebie... WEZMĘ SIĘ W GARŚĆ I ZROBIE COŚ DOBREGO CHOCIAŻ DLA MAYLCH JEDNOSTEK TEGO ZLEGO ŚWIATA... a może te male naprawione jednostki będą chcialy pomóc innym... i zadziala  podaj dalej - mam nadzieje, że będzie lepiej...

esta : :
sty 11 2004 podaj dalej...
Komentarze: 1

mam nadzieje, że widzieliście ten film - doskonaly jest, tylko znowu tak smutne zakończenie - za dobro umieraj, bo " za bardzo przyzwycziliśmy się do zla" chamskie... : (  jestem ciekawa czy w naszym prawdziwym polskim świecie takie coś by przeszlo - chodzi mi o "podaj dale"  o podawanie dobrych uczynków innym - ja robie coś dobrego dla ciebie, ale ty musisz oddac dobro trzem innym osobom... naprawde moglo by być lepiej dzieki temu! może ktoś zapoczątkuje ten ruch... może ty... PODAJ  DALEJ

esta : :
sty 10 2004 Bruno Schulz "Sklepy cynamonowe" - fragment...
Komentarze: 1

Wyszedłem w noc zimową, kolorową od iluminacji nieba. Była to jedna z tych jasnych nocy, w których firmament gwiezdny jest tak rozległy i rozgałęziony, jakby rozpadł się, rozłamał i podzielił na labirynt odrębnych niebios, wystarczających do obdzielenia całego miesiąca nocy zimowych i do nakrycia swymi srebrnymi i malowanymi kloszami wszystkich ich nocnych zjawisk, przygód, awantur i karnawałów.

Jest lekkomyślnością nie do darowania wysyłać w taką noc młodego chłopca z misją ważną i pilną, albowiem w jej półświetle zwielokrotniają się, plączą i wymieniają jedne z drugimi ulice. Otwierają się w głębi miasta, żeby tak rzec, ulice podwójne, ulice sobowtóry, ulice kłamliwe i zwodne. Oczarowana i zmylona wyobraźnia wytwarza złudne plany miasta, rzekomo dawno znane i wiadome, w których te ulice mają swe miejsce i nazwę, a noc w niewyczerpanej swej płodności nie ma nic lepszego do roboty, jak dostarczać wciąż nowych i urojonych konfiguracji. Te kuszenia nocy zimowych zaczynają się zazwyczaj niewinnie od chętki skrócenia sobie drogi, użycia niezwykłego lub prędszego przejścia. Powstają ponętne kombinacje przecięcia zawiłej wędrówki jakąś nie wypróbowaną przecznicą. Ale tym razem zaczęło się inaczej.

Uszedłszy parę kroków, spostrzegłem, że jestem bez płaszcza. Chciałem zawrócić, lecz po chwili wydało mi się to niepotrzebną stratą czasu, gdyż noc nie była wcale zimna, przeciwnie - pożyłkowana strugami dziwnego ciepła, tchnieniami jakiejś fałszywej wiosny. Śnieg skurczył się w baranki białe, w niewinne i słodkie runo, które pachniało fiołkami. W takie same baranki rozpuściło się niebo, w którym księżyc dwoił się i troił, demonstrując w tym zwielokrotnieniu wszystkie swe fazy i pozycje.

Niebo obnażało tego dnia wewnętrzną swą konstrukcję w wielu jakby anatomicznych preparatach, pokazujących spirale i słoje światła, przekroje seledynowych brył nocy, plazmę przestworzy, tkankę rojeń nocnych.

W taką noc nie podobna iść Podwalem ani żadną inną z ciemnych ulic, które są odwrotną stroną, niejako podszewką czterech linij rynku, i nie przypomnieć sobie, że o tej późnej porze bywają czasem jeszcze otwarte niektóre z owych osobliwych a tyle nęcących sklepów, o których zapomina się w dnie zwyczajne. Nazywam je sklepami cynamonowymi dla ciemnych boazeryj tej barwy, którymi są wyłożone.

Te prawdziwie szlachetne handle, w późną noc otwarte, były zawsze przedmiotem moich gorących marzeń.

Słabo oświetlone, ciemne i uroczyste ich wnętrza pachniały głębokim zapachem farb, laku, kadzidła, aromatem dalekich krajów i rzadkich materiałów. Mogłeś tam znaleźć ognie bengalskie, szkatułki czarodziejskie, marki krajów dawno zaginionych, chińskie odbijanki, indygo, kalafonium z Malabaru, jaja owadów egzotycznych, papug, tukanów, żywe salamandry i bazyliszki, korzeń Mandragory, norymberskie mechanizmy, homunculusy w doniczkach, mikroskopy i lunety, a nade wszystko rzadkie i osobliwe książki, stare folianty pełne przedziwnych rycin i oszołamiających historyj.

Pamiętam tych starych i pełnych godności kupców, którzy obsługiwali klientów ze spuszczonymi oczyma, w dyskretnym milczeniu, i pełni byli mądrości i wyrozumienia dla ich najtajniejszych życzeń. Ale nade wszystko była tam jedna księgarnia, w której raz oglądałem rzadkie i zakazane druki, publikacje tajnych klubów, zdejmując zasłonę z tajemnic dręczących i upojnych.

esta : :
sty 10 2004 ...:::...COS TAM...:::...
Komentarze: 0

 nie miałam dziś trochę neta, ale teraz mam i mam tesh nadzieje że nie padnie w momencie dodawania tej notki..

dziś sobie przeczytałam fragment opowiadania z tomiku "sklepy cynamonowe" Bruna Schulza i był bardzo... fajnie to gópi słowo ale nie potrafię tego określić, no takie jakieś ciekawe było to ciekawie pisane, i wogole facet musiał być nie zwykły - bynajmniej tak wyglądał na swoim autoportrecie...  on zginął w getcie... przykre - został postrzelony...

dzid mi się śniło że prawie zginęłam z moją rodziną i kilkorga innymi osobami tylko dlatego że jakimś Anglikom czy tesh amerykanom przeszkadzaliśmy w kradzieży samochodów... chamstwo no nie.. a wiele ludzi tak ginie - ginie z powodu głupoty, nieodpowiedzialności  i chciwości innych... albo za prawdę czy ojczyznę - jakie to jest glópie!!

siedze w pokoju i wsłuchuje sie w tykanie budzika i huczenie komputera i nic nie robię... dlaczego, bo jestem leniwa a to jest takie glópie. Nie lubię gdy ogarnia mnie lenistwo - jestem w tedy nie pożyteczna. Wogóle jestem malo pożyteczna na tym świecie... ale dlaczego... chyba dlatego że jestem leniwa... ale dlaczego jestem leniwa? może tak jest wygodniej... wygodniej nie brać na siebie odpowiedzialności i dużych obowiązków, najlepiej żadnych. Wiele ludzi chętnie by nic nie robiło, ale nie wiele tak robi... chociaż dużo jest meneli pijących jabole pod sklepem... a po co to pisze...? może dlatego że o tym myślę, a po co o tym myśle?? bo nie można odbiegać od rzeczywistości, od teraźniejszości no i jeszcze się nudzę... nudzę bo nic nie robię bo tak jest wygodniej... Glópia jestem...

esta : :